Komentarze: 0
beztroski czas wolny od szefa, ale nie od wszystkich atrybutów z dnia pracy.
polskie morze (tańsza alternatywa "lazurowej wody") i akurat trafiłem na świetną pogodę, choć podczas podróży z Łodzi pogoda nie zapowiadała słonecznego wygrzewania się na plaży. po dotarciu na miejsce, zostawiłem rzeczy w pokoju, przeprałem się w plażowy strój i wybyłem od razu na plażę. w ramach odruchu poza kluczami do pokoju zgarnąłem komórkę i firmowego netbook'a. była akurat pora obiadowa, a że zjadłem po drodze szedłem w przeciwnym kierunku do tłumu. na plaży w miarę pusto i mogłem wybierać, czy położyć się obok foczek wygrzewających ciałka (takich lokacji było dość sporo), lub gdzieś z dala od wejścia na plażę gdzie było cicho jak na plażę. na foczki pora jeszcze była więc wybrałem ustronne miejsce i się rozlokowałem. nie przepadam za leżeniem na słońcu więc zabrałem się za bezprzewodowy internet. tam zawsze jest co czytać więc się nie nudziłem.
pod koniec pobytu miałem z firmowym sprzętem nie miłą przygodę. wszechobecne dzieci latające z wodą w wiaderkach i polewające swoje zamki z pisaku (jakby nie mogły budować ich bliżej morza) i nie rozwinięty w tym wieku zmysł równowagi zaowocowały mokrym netbook'iem. na dysku firmowe dane, niezarchiwizowane i klops. szybko wyjąłem baterię, co jak się okazało nie uszkodziło elektronik z wyjątkiem dysku twardego. rodzice dziecka zachowali się i powiedzieli że pokryją koszt naprawy. dwa dni po tej przygodzie wróciłem do Łodzi i zwróciłem się do już sprawdzonego człowieka od odzyskiwania danych. z www.ratuj-dane.pl wziąłem nr telefonu i akurat się zgraliśmy bo on wróciłem dopiero co z wakacji. podrzuciłem sprzęt i pendriver na dane. okazało się, że potrzebny jest dysk dawca żeby zgrać dane i zdobycie ów dysku wpłynęło znacząco na czas odzyskania. dla mnie 3 dni to bardzo szybko. kupiłem nowy dysk i wszystko jest ok z firmowym sprzętem. rodzice nieletniego sprawcy zapłacili rachunek za naprawę.
happy end (a szef nic nie wie)